sobota, 31 marca 2012

Prolog.


Każdy w życiu popełnia błędy. Nie ma wyjątków. Nawet ja!  Moje wątpliwości, co do obranej ścieżki, są coraz większe. Raz wołałbym znowu być 16-latkiem, który miał w dupie przyszłość i żył jak wolny strzelec. Jednak z drugiej strony chciałbym być tym, kim jestem.

-Gerardzie Arthurze Way'u!- wrzasnął ktoś nad moim uchem.- Poświeciłbyś, chociaż jedną lekcję historii na aktywne odzywanie się.
- O kurwa, jestem w szkole?- wymsknęło mi się.
- Za tak piękne słownictwo, mistrzu, jedynka. A po lekcjach zostajesz w "kozie".- Rzucała hasłami psorka. Ta to zawsze coś odpierdoli. No cóż, mogłem trzymać swój miesi ty język za zębami. Właśnie -mogłem. Czemu tego nie zrobiłem? Nigdy nie nauczę się Myślec, a potem robić. Oj nigdy.
- Pssst!- zaczepił mnie Will.- No ej!
- Czego?- warknąłem. Will Toucher: ciemny blondyn, o jasnej cerze i błękitnych oczach, o malinowych ustach, szczupła sylwetka o lekko wyodrębnionej talii i wysokim wzroście. William Toucher: osoba mądra, niezrównoważona psychicznie, zwariowana. Tak, to był on. Mój kolega.
-Patrz.- oznajmił chłopak. Wstał , wolno zmierzając w stronę nauczycielki.- Prószę pani...- złapał ją za biodra, przesuwając palcem po jej talii. Kobieta lekko odwróciła głowę. Nie była zła, a wręcz było jej przyjemnie, jednak po chwili, przerwała pieszczoty Will'a.
- Na Boga! Toucher!! Czy ty jesteś jakiś niewyżyty?! Marsz do ławki, po lekcjach w "kozie". Way, ty też.- krzyczała staruszka. Tak, staruszka. Miała z 50 lat, skórę pomarszczoną, włosy siwe z czarnymi odrostami. Ubierała się gorzej niż moja babcia- skarpety i sandały? No błagam!
Will rozbawiony tą sytuacja, pomaszerował do swojej ławki.
-  Durniu! I po co to zrobiłeś?!- zapytałem zirytowany.- Musisz teraz opierdalać się w szkole. Ty głupi... Nie mam słów.
- Tylko w "kozie" mógłbym z tobą porozmawiać… w cztery oczy.- odparł, spuszczając wzrok. To nie było w stylu Will'a. Coś się stało...

*

- Panie Way, proszę skupić wzrok na moich oczach, skupić na moich oczach. Co jeszcze pan pamięta?- dopytywał się męski głos.- Proszę sobie przypomnieć.
- Pamiętam... Pamiętam białe ściany. Białe. Biała sale, białe framugi okien...
- Co pan tam robił?- ciągnął mężczyzna. Nie znałem go, nie poznałem, kim jest, nie skojarzyłem jego głosu.- Był pan tam za karę?
- Tak, z kolegą. William Toucher. Will.
*

Za chłopakiem siedział ciemnowłosy Frank. Mój najlepszy przyjaciel. Był przy mnie od zawsze, od pieluch. Jednak nasze relacje pokomplikowały się. Dlaczego? Otóż, zakochaliśmy się w sobie. Dla własnego dobra, nie byliśmy razem, trzymaliśmy dystans. Duży dystans. Aby sie nie zniszczyć, nasza przyjaźń była znikoma. Frank się zmienił, ja tez. Ale wiedziałem, że nie przestanę go kochać. Pytanie, co z Willem? Towarzysz do cotygodniowych odsiadek w "kozie". Ale gdyby mógł, to zamieszkałby u mnie.
- Ej, Frank.- krzyknąłem cicho.- Frankie!
- No, co?- odpowiedział smutnym głosem.
- I miss you so far!- zanuciłem. Chłopak delikatnie zarumieniał na policzkach, a jego oczy lekko zabłyszczały. Takiego Franka Iero kochałem.
- Haha, przestań, bo ktoś usłyszy!- zachichotał. Nie wierzyłem, że straciłem takiego wspaniałego przyjaciela. Jednak życie nie pozwalało nam na wspólne dzielenie go. Jednak czasami, milość była silniejsza i wręcz manipulowała nami by ją okazywać.
  Koniec lekcji. Wszyscy wyszli, prócz mnie i Will'a. My zostaliśmy w "kozie". A niech to szlag, że też nie potrafiłem milczeć. Jak to odsiadka, musi zacząć się od szczegółowego wykładu psorki. W głowie słyszałem melodyjne "blablablablablabla", które szkicowało jakąś postać. Po 10 minutach, kobieta wyszła zamykając nas w sali, na 45 bitych minut.
- Nas to pojebało!- zaczął Toucher.
- Chyba ciebie.- burknąłem.- Gdyby nie jej budzenie, nie przekląłbym i by mnie tu nie było.
-Co?
-Co?


Czy musimy żyć według jakiegoś schematu? Czy te decyzje muszą być taki, a nie inne?

*

-Panie Way, czy Frank wychodząc, coś powiedział panu?- zapytał mężczyzna. Zacząłem mu się przyglądać.  Był młody, miał normalna cerę, twarz w dziwnym tatuażach, był łysy, ubrany w biały fartuch.- Czy Frank Iero coś mówił?
- Tak... Tak... "Myśl trzeźwo".


*

Dziwnie się czułem w towarzystwie Will'a. Z jednej strony chciałem, aby go tu nie było, a z drugiej, potrzebowałem go jak cholera.
- Zaraz wychodzimy. Przemilczałeś tę moją gadkę. Więc..  zrozumiałeś, że... Chyba cię kocham.
- Tak... Dasz mi czas?- odparłem. Ciężko było mi przyjąć taką wiadomość. Bałem się, że ja również się w nim zakocham. A nie mogłem, miałem Franka... Teoretycznie.
- Dam. Spoko.
Przyszła historyczka, wypuściła nas. W końcu! Nie czekałem na Will'a, szybko wybiegłem ze szkoły. Chciałem pójść w swoje miejsce, gdzie mogłem spokojnie pomyśleć. Nie długo mi to zajęło. Jakieś 100 metrów od mojej  szkoły, był potężny klif, z którego można  podziwiać miasto. New Jersey. Wspaniała miejscowość. Usiadłem pod drzewem, wyjmując z plecaka szkicownik. Rozejrzałem się w okól siebie. Błękitne niebo, zielona ziemia, kolorowe miasto- nie, to nie to. Nagle, przed oczami, zobaczyłem pewną postać, którą miałem okazję spotkać wcześniej (gdy słuchałem przemowy psorki). Dłoń sama zaczęła szkicować rysy tej osoby.



- Kto to był?- zapytał łysy mężczyzna.
- On... Ten, który kochał i nie potrafił być ze mną.- odparłem niepewnie. 

2 komentarze:

  1. Nonono, jedank skomentuje, zaszaleje, a co mi tam... Jejciu, Will molestujacy nauczycielke, jakos nie moge sobie tego wyobrazic, ale generalnie jak to czytalam to taki banan na twarzy :3 EEJ FAJNE TO ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahahahaha. Dziekuje :*+***

    OdpowiedzUsuń