Dwójeczka.
Krótka, nudna, denna, dziwna, flaki z olejem. Ale i szokujaca, dziwna, dziwna, dziwna, dziwna. Spieprzyłam (jak zwykle). Ale... Pisałam dla mojej żonci najukochańszej
którą kocham.
Mowa o Tobie, Hellkid :******
____________________________________
Domyślałem się, że moje życie nie będzie idealne. Szkoda, że nie próbowałem tego zmienić.
Domyślałem się, że moje życie nie będzie idealne. Szkoda, że nie próbowałem tego zmienić.
- Niech pan kontynuuje.- zasugerował
mężczyzna. Ale.. Czy chciałem mu mówić o tym, co było dalej? Czy zrobiłem to z przymusu,
czy może chciałem, aby wiedział jaki byłem?
*
Nie
spałem długo, obudził mnie wstający Frank.
- Frankie? Czemu nie śpisz?- zapytałem stroskany.
- Całowałeś go.- oznajmił.- Lizałeś się z Will’em.
-Słucham?!
- Nie bądź durniem. Przecież wiem.
- Niby co wiesz ?
- Że… - w tym
momencie przerwał.
- Że?
- Wolisz go.
- Co Ty odpierdalasz?
- A nie jest tak?
- Nie?
- Jasne.- westchnął. Widziałem, jak w jego oczach nazbierały
się łzy. Skąd wiedział o mnie i Will’u?
- Frank. Boże. Ja wytłumaczę…
- JESTEŚ PODŁĄ ZDZIRĄ!- wykrzyknął.- Zaufałem ci, oddałem serce.- wyszlochał.
- Ale to nie tak! Kocham cię.- przytuliłem go. No pięknie,
Gee, bardzo jesteś mądry. No but już lepiej myśli.
- Spierdalaj, odejdź ode mnie, wyjdź!- wybuchnął, odtrącając
mnie od siebie.
- Nie dasz mi się wytłumaczyć?
- Nie!
-Acha.- zamilkłem. Nie wiedziałem co robić, nie miałem
pojęcia, jak się zachować. Z żalem spojrzałem na bladego chłopaka. Że też
musiał cierpieć przeze mnie. Cholera jasna.
- Dobra, to ja lecę. Pozdrów
chłopaków.- oświadczyłem, zakładając buty.- Przepraszam cię…
- Siema.- burknął.
Wstałem z zarzyganej kanapy, cichutko krocząc do drzwi. Kocimi ruchami dotarłem do wyjścia, gdzie przez chwilkę, zamyślony, patrzyłem na zapłakaną postać Franka. Złapałem klamkę, przyciągając drzwi do siebie. Z niechęcią przekroczyłem próg. Jeszcze raz spojrzałem na chłopaka. Ten wystawił mi... „faka”. Miło, czyż nie? W zasadzie, zasłużyłem sobie na to.
- Pierdolone słońce. – ryknąłem w duchu.- Pierdole, sikam na
to.- wkurzony, podążałem przed siebie. Otaczające mnie środowisko, sprawiło, że
naszła mnie ochota na papierosa. Hmm… Fajnie, że paczka dalej leżała u Will’a.
Nie miałem konkretnego celu mojej wędrówki. Po prostu szedłem tak, jak „leciała”
ścieżka. Inteligentne, nie? Fantastyczny Gerard, atakuje miastowe chodniki,
krocząc bez celu. Pogoda była wspaniała, te ciepłe powietrze, otulające moją
twarz promienie. Brakowało Franka, który śpiewałby jakąś piosenkę.
- GERARD!- krzyknął ktoś. Delikatnie odwróciłem się, odgarniając czarną grzywkę z
oczu. Nikogo nie dostrzegłem. Kontynuowałem, więc, swoją podróż. Tak, podróż. Wiem,
wiem. Zabawne.- GEE! CHŁOPIE!- wrzeszczał nieznajomy.
*
- Kim był ten
człowiek?
- Chyba… Franio.- uśmiechnąłem
się.
*
Nierozpoznany
przeze mnie głos, dalej powtarzał moje imię. Serce przyspieszyło tempo bicia,
oddech również przyspieszył. Strach? Nadzieja?
- Hej, Gee.- podbiegł do mnie… Frank.- Słuchaj.
- Yyy...
- Kłamałem. Nic nie widziałem. Wymyśliłem to sobie. Chciałem,
żebyś bardziej mną się zajął.- wyznał. No świetnie, debilu. Teraz to kompletnie
się pogubiłem. To całowałem się z Will’em czy nie?
- Och, serio?
- Tak, przepraszam.
- Fra…- przerwał mi namiętnym pocałunkiem. Złapał mnie w
biodrach i przyciągnął do siebie.
Uległem mu. Równomiernie prowadził moje usta, delikatnie podgryzając dolną
wargę.
- Wybaczysz?- zapytał.
- Tak.
Otworzyłem
oczy. W Okół mnie walały się ubrania imprezowiczów. Oprócz nich, jakieś puszki,
rozbite kieliszki, szklanki itp. Will, Frank, Axl i Adam spali (praktycznie) na
sobie. Reszta leżała na stole, sofie czy tez na fotelach. Odór wymiotów,
spoconych gości, sprawił, że sam chciałem się wyrzygać. Barek z alkoholem
został całkowicie „wyczyszczony”. Boże, rodzice Will’a zabiją go. Powoli
wstałem z podłogi, sięgając po trampki.
- Jezu! Jak tu śmierdzi.- stwierdziłem.
Nie chciałem dłużej siedzieć w tym smrodzie, nie mogłem
wytrzymać. Widok pijanego chłopaka, którego darzyłem tak ogromnym uczuciem,
doprowadził mnie do łez. Z grymasem na twarzy, otworzyłem drzwi, lekko
spoglądając na śpiących.
Na
dworze lało, zimny wiatr otulił moje ciało. Słońce nie chało wyjść zza chmur,
innymi słowy, wszystko stało się szare, bez sensu. Kroczyłem chodnikiem do
domu. Do spokojnego, ciepłego, milutkiego domku. Miałem nadzieję, że chociaż
tam się uspokoję, ponieważ u Will’a to tylko bym płakał.
Dotarłem
do mieszkania. Zdziwiła mnie jedna rzecz, a mianowicie- brak auta mego ojca. Zwykle
bywał w domu o tej porze. Pojechał do sklepu? Coś się stało? Otworzyłem drzwi.
Dom był pusty, cichy, za spokojny.
- Mamo? Tato?- nikt nie odpowiadał.- Halo? Ej, to nie jest
zabawne.- zmartwiony, poszedłem schodami do pokoju matki.- Mamo?- pociągnąłem
za klamkę. Pokój był zdemolowany. Szafki leżały
na ziemi, ubrania, kosmetyki były porozrzucane po całej podłodze. O co
mogło chodzić? Wycofałem się, podążając do salonu na dole.
- TATOOO!- wrzeszczałem. Przy sofie leżał zakrwawiony
ojciec.- KURWA MAĆ! TATO! TATO!- wstrząśnięty, zszokowany ukląkłem obok nie
przytomnego.- Tato..- wypłakałem. – Tato… Nie!
-BUUUUUU!- ocknął się mężczyzna.- Mam cię!- roześmiał się.
- POJEBAŁO CIĘ? CZY TY, KURWA, OSZALAŁEŚ?- wkurwiłem się. Co
to miało znaczyć? O co tutaj chodzi?!
- Przepraszam. Ale… Gerard. Musimy porozmawiać.
- Tato, mów, co tu się dzieje.
- Nie rób nic głupiego. Gerard. Bo…- zawahał się.- Bo…
Zdradziłem twoja matkę.
-CO? I Z TAKĄ LEKKOŚCIĄ TO MÓWISZ? TO JAKIŚ DURNY ŻART?
JAKAŚ NIEUDANA KOMEDIA?
- Nie. Mówię poważnie. Gerard… Jesteś moim synem, kocham cię,
ale… Z twoja matką już nie będę. To nie to, co kiedyś.
- Gdzie ona jest? Do kurwy, gdzie jest?
- Pojechała moim autem do twojej babci. Nie jedź tam.
Prosiła, abyś mieszkał tu. Ze mną.
- Z tobą i twoją nową.. Przepraszam… I twoją dziwką?-
wywrzeszczałem.
- Nie mów tak!
- Gdzie tak suka jest? Pożałuje!- wybuchnąłem.
- Opanuj się, Gerard! Jak ty się zachowujesz? Skąd u ciebie
takie słownictwo?
- Widzisz, tak to się mną interesujesz! Wyjeżdżasz do Europy
na… Te twoje „spotkania biznesowe”, zostawiasz mnie i matkę samych na rok.
Potem wracasz, znowu wyjeżdżasz i jak znowu wracasz, to kurwa, masz jakąś nową
panienkę.- wygarnąłem mu. Co sobie skurwiel myślał? A niech ma, wie, jak nas zranił.- Pewnie jakaś
tania, blond, nadmuchana, wytapetowana, cytata zdzira.
- Gerard! Natychmiast do pokoju. I nie wychodź póki się nie
opanujesz. To jest sprawa między mną, a twoją matką.
- Debilu, toż to teraz jest i moja sprawa! Poza tym, mieszkasz
z gejem.- dodałem.
- WYPIERDALAJ MI Z DOMU! WYPIERDALAJ!- wywrzeszczał.-
SPIERDALAJ! JAK MOGŁEŚ? Dlaczego? Ty pedale jebany.
- I co? I co? A ty,kurwa, zabawiasz się jakimiś plastikami.
Sam wypierdalaj. Jesteś oszustem. Gnij, frajerze.- mówiłem ze łzami w oczach.
Pobiegłem
do swego pokoju, aby zabrać swoje rzeczy. Szybko się spakowałem, wwaliłem pierwsze- lepsze ubrania do walizki,
zabrałem szkicowniki i wybiegłem z domu. Przed opuszczeniem mieszkania,
schodząc po schodach, ukradłem ojcu pięćset dolarów.
Idąc w
deszczu na przystanek, myślałem o tym, gdzie zamieszkam. Matkę zostawię, niech
pobędzie sama, przemyśli wszystko. Byłbym dla niej ciężarem. Ojciec? Sukinsyn
jebany. On dla mnie… to… dupa wołowa, z której flaki delikatnie spływają po
mózgu. Frank? Will?
*
- Gdzie się pan udał?
*
Stałem przemoczony na przystanku, gdy po chwili nadjechał
autobus. Obejrzałem się za siebie, aby
ostatni raz zobaczyć dom, który w przyszłości będzie dla mnie muzeum bólu.
Przetarłem oczy, naciągnąłem kaptura na głowę i wsiadłem do autobusu.
Otworzyłem
oczy. W okół mnie walały się puszki, butelki, pobite szklanki, jakieś ubrania,
buty. Przy mnie leżał Frank. Nie pachniał najładniej.
- Gerard?- wyjąkał.- Zamieszkajmy razem….
- Frank?
- Gee?
Przetarłem
oczy. Ogarnąłem wzrokiem pomieszczenie, w którym się znajdowałem. Był to
autobus. Czy ja śnię? Czy mój mózg totalnie sfiksował? Nie wiedziałem dokąd jadę,
w jakim celu. Wziąłem swoje rzeczy w ręce i wstałem, podążając w stronę drzwi.
Oczy siedzących, niechętnie patrzyły na moją osobę. Wysiadłem na najbliższym
przystanku. Deszcz dalej padał, pochłaniając całe miasto. Znajdowałem się w
nieznanym mi miejscu. Przez mgłę nie potrafiłem rozpoznać tej okolicy.
Znudzony, wkurzony, usiadłem na ławkę , rwąc szkicownik.
- Jestem, wprost, genialny! – warknąłem do siebie. Po niedługiej
chwili znalazłem się w domu Will’a.
- Gee, jak się czujesz?- spytał chłopak.
- Że co?
- Gerard, kochanie.- dodał.- No jak z tobą?
- Kim…. Ty…
- Chłopie, toż to ja, Frank.
Strach, niepewność,
nadzieja, samotność, ból, miłość- najpiękniejsze uczucia, które towarzyszyły mi
w życiu.
Za to opowiadanie kocham cię 1000000 razy bardziej. Jest genialne, cudowne *_* Chcę dalej, baaaardzo chcem. ( Zuzia i jej inteligentne komentarze -.-)
OdpowiedzUsuńDurna :* Ledwo ogarniam, o co mi chidziło, pisząc to XD
OdpowiedzUsuńO JEZUSSSSSSS! KOCHAM TO! CZEKAM NA NEXT!
OdpowiedzUsuńXD Blagam. Dno i wodorosty :P
OdpowiedzUsuńOOESUU, to juz trzeci komentarz dzisiaj, co mnie naszlo... Kocham cie, ale to juz wiesz, opowiadanie tez kocham, ale to tez juz wiesz i cce nastepny! JUZ! TERAZ! :3
OdpowiedzUsuńOh,weeee xd
OdpowiedzUsuńO ja !!! ;p Nie wiedziałam ze przeniosłaś się z onetu ^^ Ale blogspot jest lepszy ^^ Super odcinek ;) Czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńmamo, mało zrozumiałam, ale to już nic nowego. ale to jest boskie <3 kocham cie, wiesz? a mało kogo kocham <3
OdpowiedzUsuńdodaję do polecanych u mnie.
// mistakes-of-the-past.blog.onet.pl
To jest Frerad na podstawie Mr Nobody. Jeżeli mało zrozumiałaś, to jestem zajebiście szczęśliwa *o*
OdpowiedzUsuńpoprawki: wokół (nie w okół), no i tam gdzieniegdzie parę liter powkradało się w słowa.
OdpowiedzUsuńale opo fajne, czekam na ciąg dalszy
wystrzegaj się błędów! xD
O ty, o ty. <3
OdpowiedzUsuńPoczątkowo nie rozumiałam, ale potem jeszcze raz przeczytałam i ogarnęłam.
Kocham Cię za tego Frerarda. <3
I szybko dawaj następny rozdział, teraz. :3
mwahaha